Jak koń pod górkę...

Hej!


"A może o uczelni coś napiszesz?" 
Jak Mariola słusznie zauważyła, nic jeszcze nie napisałam o sprawach na uczelni. Najwyższa pora. 

Mój przyjazd do Uniwersytetu w Walencji nie był najprostszy. Miałam jechać w semestrze zimowym do Barcelony. Między innymi ze względów zdrowotnych musiałam przełożyć Erasmusa na semestr letni. Co postawiło mnie przed kolejnym problemem - semestrów i trymestrów. Szukając alternatywy znalazłam Walencję. Ale. Moja uczelnia z Walencją miała podpisaną umowę na Pedagogikę, nie Filologię. Napisałam więc dobrze uzasadnione pismo i dostałam zgodę na wymianę. Oficjalnie na pedagogikę, w praktyce na filologię.
Wybierałam sobie przedmioty do Learning Agreement patrząc na sylabus i potencjalne pokrewieństwo z przedmiotami na mojej uczelni (wszak to z nich się będę musiała rozliczać). 
Na co nie popatrzyłam? Na siatkę godzin. Co, jak mi przy pierwszym spotkaniu uświadomił mój wspaniały opiekun, jest niezmiernie ważne. Koniec końców musiałam powprowadzać pewne zmiany i wybrać takie przedmioty, które nie będą kolidować.

Tu muszę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem mojego wykładowcy-opiekuna, który pomaga i doradza we wszystkim. No i oczywiście nie mam problemu z dogadaniem się z nim, bo płynnie mówi po angielsku. 

Doceniam teraz dużo bardziej ciężką pracę ludzi układających te wszystkie nasze zajęcia - mnie ciężko było pogodzić pięć. 
Ostatecznie skończyłam z:
English language 4
Business English II
Monographic course in English Literature
Monographic course in English Linguistics
i oczywiście Spanish as a foreign language A1.

Zajęcia mi się podobają - duży jest nacisk na pracę w grupach i zmienianiu osób w grupach. Na każdych zajęciach pracujesz z kimś innym. Prez mój słaby hiszpański (czyt. prawie nieistniejący) wybrałam zajęcia prowadzone w języku angielskim. Yay me! Przynajmniej rozumiem, co prowadzący do mnie mówi (choć czasem i tak trzeba użyć diki).

Miałam końcem zeszłego tygodnia kryzys. Także dla tych, którym wydaje się, że mają dość i chcą wracać, polecam poczekać i nie panikować na zapas. Wiele rzeczy da się tutaj załatwić, tylko wymaga to czasu. Do prowadzących zawsze warto napisać e-mail i umówić się wcześniej, bo inaczej można się oczekać na marne.

Na koniec jak zwykle porcja zdjęć, tym razem z kampusu.








Do usłyszenia!









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Paella, pomidory i pomarańcze.

Iść, ciągle iść, w stronę słońca

Problemy techniczne w natarciu.